sobota, 17 sierpnia 2019

Ferishia





IMIĘ: Ferishia.
Pochodzi z powszechnie szanowanego rodu K'eyi Dhāra, co w języku jej przodków oznacza Szkarłatne Ostrze. Odrzuciła jednak to nazwisko, chcąc zerwać wszelkie powiązania z ojcem, który skreślił ją i jej matkę w dniu narodzin białofutrej.


PSEUDONIM: Przyjaciołom pozwala nazywać się Feri albo Fer. 

GATUNEK: Wilk jak się patrzy, choć jej ojciec z pewnością stwierdziłby inaczej. Niemniej jednak nie można mieć wątpliwości, że Ferishia to pełnoprawny Canis lupus, choć pewne magiczne przymioty sprawiają, iż odbiega nieco od wzorca gatunku.

ZGROMADZENIE: Samotnik.


WIEK: Ferishia ma jakieś osiem lat, choć jej cielesna powłoka liczy ich sobie mniej więcej pięć. Przez pewien okres w życiu chronił ją czar, który zapobiegał starzeniu wadery, jednak w trakcie apokalipsy jego działanie znacznie osłabło. Ferishia starzeje się wolno, nie jest jednak nieśmiertelna.


URODZINY: Ferishia urodziła się 16 grudnia


PŁEĆ: Ferishia to wadera. Jej kobieca sylwetka, delikatne rysy pyska, głos i sposób poruszania sprawiają, że nie sposób pomylić ją z płcią brzydką.




GŁOS: klik Słodki i delikatny głos, który na długo zapada w pamięć. Raczej przyjemnie się go słucha.
Ferishia potrafi też całkiem ładnie śpiewać, choć nie robi tego często - zwyczajnie się wstydzi, nawet w domowym zaciszu.


APARYCJA: Ferishia jest dosyć drobną waderą. Chociaż nie, to chyba nienajlepsze określenie. Jest po prostu niewysoka. Ma dosyć krępą sylwetkę, przez co na pewno nie można nazwać jej filigranową wilczycą. Co nie oznacza jednak, że jest gruba! Z pewnością nie ma nadmiaru tkanki tłuszczowej (ani jej niedoboru, żeby nie było!).
Jej ciało wsparte jest na mocnym i wytrzymałym szkielecie, będącym rusztowaniem dla silnych mięśni. Te mięśnie oczywiście nie biorą się znikąd - Ferishia poświęca dużo czasu na ćwiczenie umiejętności walki. Daleko jej jednak do wyglądu kulturystki.
Co tu się jednak dużo rozpisywać o ciele, skoro i tak ukryte jest pod wspaniałą szatą - jej futrem. Wilczyca uważa swoją sierść za swoją największą ozdobę. Dba o nią z wielką starannością, co jednak nie znaczy, że jest jakaś wydelikacona w tej kwestii - jeśli wymaga tego sytuacja, nie boi się pobrudzić czy potargać futra. 
Jej futro jest bielutkie niczym śnieg, nieskażone najmniejszą nawet ciemniejszą plamką, zmatowiałym fragmentem, rozdwojoną końcówką czy inną tego rodzaju skazą. W intensywnym świetle uważny obserwator zauważy nawet, że mieni się ono delikatnie, niczym masa perłowa, na wszystkie kolory tęczy. Gęste, miękkie, w dotyku przypomina szatę szynszyli. Jest również znacznie dłuższe niż u przeciętnego wilka, zwłaszcza na ogonie i piersi. Taki stan futra to nie tylko kwestia genów, ale i częstych kąpieli w najróżniejszych olejkach, dzięki którym wadera zazwyczaj roztacza wokół siebie delikatną, przyjemną woń. Chociaż niestety teraz, w postapokaliptycznym świecie, ciężko o takie olejki.
Kto tylko rozmawia z Ferishią, z pewnością zwróci też uwagę na jej oczy w hipnotyzującym odcieniu fioletu, przypominającym nieco przyciemniony ametyst. To jednak nie kolor przyciągnie do nich uwagę obserwatora, a radosne iskry, które zazwyczaj goszczą na jej patrzałkach.
Powyżej oczu znajduje się dwoje hojnie okraszonych futrem uszu, zazwyczaj czujnie postawionych do góry. Poniżej zaś - czarny, wilgotny nosek, otoczony raczej przeciętnej długości wibrysami.
Jeśli zdarzy się jej otworzyć pysk, w oczy z pewnością rzucą się jej bielutkie, nieskażone żadnym kamieniem czy innym świństwem zęby. Ostre jak brzytwy i twarde jak stal, stworzone do chwytania zwierzyny i rozrywania mięsa.
Ferishia zawsze nosi długą, fioletową wstążkę przewiązaną u nasady ogona, spiętą klamrą z najprawdziwszego złota. Materiał jest mniej więcej tak długi, jak jej ponadprzeciętnej długości ogon i często łopocze na wietrze. Pełni właściwie wyłącznie funkcję dekoracyjną.
Skoro już o dekoracjach mowa... Na lewej, przedniej łapie nosi czarny, skórzany rzemyk, do którego przywiązany jest ametyst - o historii tej ozdoby możecie poczytać w polu "talizman".
Wyżej, nad rzemykiem, na jej skórze widnieją runy. Wilczyca może się jedynie domyślać ich znaczenia, gdyż pochodzą z jakiegoś nieznanego języka. Runy te świecą, gdy używa magii. Ferishia niejednokrotnie rozważała zasłonięcie ich na stałe bandażem, dopóki nie rozwiąże ich zagadki.


ZDOLNOŚCI NIEMAGICZNE:
Zacznijmy może od tego, co jako pierwsze rzuca się w oczy - Ferishia porusza się z niesłychaną gracją. Stąpa lekko niczym kotek, można odnieść wrażenie, że grawitacja jest dla niej łaskawsza. Raczej nie zdarza jej się wykonywać niezdarnych ruchów, chociaż jeśli ktoś wprawi ją w zakłopotanie, to łapy jakoś tak same jej się plączą.
Potrafi szybko biegać na krótkie dystanse, dłuższe sprawiają jej nieco problemów. Ma świetny refleks i zwinne, skoczne ciało. Przeciętna z niej pływaczka, choć w jeziorze raczej nie utonie (rwąca rzeka czy morze mogłyby się jednak okazać dla niej zbyt dużym wyzwaniem).
Umie się dobrze skradać i bezszelestnie podejść ofiarę, jednakże białe futro często uniemożliwia jej sukces w polowaniach.
Ferishia ma również swoje zainteresowanie, jakim jest malarstwo. W wolnym czasie lubi mieszać ze sobą barwniki i za pomocą łapy nanosić obrazy na ściany jaskiń czy pnie drzew.


MOCE: 
- Niegdyś, dzięki łasce Drzewa Życia strzegącego jej dawnej krainy, wadera się nie starzała. Teraz odczuwa jedynie lekkie echo tego czaru i czas dla jej cielesnej powłoki upływa jedynie nieznacznie wolniej niż u przeciętnego wilka.

- Potrafi używać magii i naginać ją do własnej woli. Moc ta nie ma jakiejś jednej, konkretnej formy. Włada energią, której może nadać kształt lub inne własności fizyczne, nigdy jednak nie wyczaruje czegoś, co będzie przypominało prawdziwy, ziemski obiekt. Można to raczej przyrównać do kłębowisk mocy. Nie nauczyła się jeszcze w pełni kontrolować tej zdolności. Można powiedzieć, że to moc ma kontrolę nad nią. Korzystanie z niej wprawia wilczycę w dziwny stan, jakby trans. Magia przyciąga ją, zachęca do połączenia się w jedność z niebytem. Jej używanie sprawia w tym samym czasie nieznośny ból, jak i ekstazę. Jest jak narkotyk, od którego wilczyca nie chciałaby się uzależnić, dlatego też do wszelkich treningów podchodzi bardzo ostrożnie.
Znamiona na jej łapie zdają się być ściśle powiązane z jej magią - świecą się za każdym razem, gdy wilczyca jej używa, a intensywność światła zależy od energii włożonej w czar.

- Przemiana - z tej mocy korzysta niebywale rzadko, właściwie nie potrafi nad nią panować. Jej futro zmienia wtedy barwę na popielatoszarą, kły i pazury wydłużają się i wyostrzają, z oczu znikają źrenice, a wilczyca zupełnie traci nad sobą panowanie, stając się maszynką do zabijania, która nie odczuwa bólu. Nie jest jednak w tym stanie niepokonana, a tracąc nad sobą kontrolę może zaatakować nawet sojusznika. Moc ta również niezwykle wyczerpuje waderę, zwykle po jej użyciu nie może dojść do siebie przez dobrych kilka dni. Wspomnienia z tego stanu to dla niej jedynie urywki, których często nie potrafi połączyć w spójną, logiczną całość.

ZDROWIE: Ferishia cieszy się dobrym zdrowiem. Nie ma żadnych przewlekłych dolegliwości, nieczęsto choruje. Jedynym, co można w tej rubryce wpisać jako swego rodzaju odchył od normy, są liczne blizny, których gęsta siateczka skrywa się pod powierzchnią jej futra. Część z nich to świeże nabytki, inne nosi na skórze właściwie odkąd pamięta. Większość z nich ma swoją historię. Szczególną antypatią darzy te szramy, których nabawiła się po ludzkiej niewoli.






CHARAKTER: Ferishia jest bardzo nieufną waderą. Choć stara się tego nie okazywać, każdego nieznajomego traktuje jak potencjalnego wroga. Jest również trochę nieśmiała, ale nie boi się wystąpień publicznych. Wygłoszenie przemówienia na oczach całej watahy to dla niej nie problem, jednak odbywanie prywatnych rozmów z wilkami, których nie zna zbyt dobrze, wykracza daleko poza jej strefę komfortu.
Nie licząc nieśmiałości, jest bardzo odważna. Nie boi się nowych sytuacji i nie ma żadnych lęków. Jest w stanie ściągnąć na siebie jakieś niebezpieczeństwo, aby uchronić przed nim bliskich. Ma wysoki próg bólu, a niemiłe komentarze na jej temat ani trochę jej nie obchodzą. Mówiąc dosadniej, jest "twardą" waderą.
Mimo wszystko ma bardzo miękkie serce. Troszczy się o innych, a za najbliższych byłaby w stanie oddać życie. Stara się wszystkim pomagać i nie znosi patrzeć na cudze cierpienie. Jeśli widzi jakiegoś owada, który przewrócił się na grzbiet, zawsze delikatnie pomoże mu wstać, chociaż przeciętny wilk przeszedłby obok niego obojętnie.
Nie można jednak powiedzieć, że jest łagodna jak baranek. Kiedy ktoś zajdzie jej za skórę, potrafi być naprawdę stanowcza. Nie wybacza łatwo.
Ferishia niezwykle ceni sobie przyjaźń. Mało kto zasługuje w jej mniemaniu na określenie przyjaciel.
W kontaktach towarzyskich jest bardzo miła, ale zachowuje dystans. Przy pierwszej rozmowie można by ją uznać za sztywną. Jest raczej małomówna i skryta w sobie, zdecydowanie woli kierować dyskusję na tematy, które jej nie dotyczą. Mimo wszystko nie można o niej powiedzieć, że bije od niej chłód. Roztacza wokół siebie atmosferę ciepła, które potrafi wniknąć w serce rozmówcy.
Zupełnie inaczej zachowuje się, kiedy znajduje się w gronie przyjaciół. Przy nich jest zawsze gadatliwa i roześmiana.
"Przyjaciel", pisane zawsze wielką literą. Dla niej to ktoś, komu można powierzyć wszystkie sekrety, pokazać swoje prawdziwe ja i nie wstydzić się przed nim ani troszkę swoich wad.
Ferishii nieczęsto zdarza się kłamać, zazwyczaj robi to jedynie w jakimś "wyższym celu". W sytuacji, gdy musi kogoś skrytykować, mówi zawsze prawdę i tylko prawdę - ale nie całą prawdę. Unika krzywdzenia innych słowem.
Podczas rozmowy bardzo ważne jest dla niej, by rozmówca wyrażał się jasno, krótko i na temat. Zawsze oczekuje konkretów, nie lubi niedopowiedzeń.
Jeżeli zmuszona jest podjąć jakąś istotną decyzję, zazwyczaj spędza wiele czasu na jej przemyśleniu. Nie lubi działać pochopnie. Kiedy już zdecyduje się na jakieś przedsięwzięcie, niemal nie sposób namówić ją do zmiany zdania. Do raz obranego celu będzie dążyć z uporem maniaka.
Jeżeli zdarzy się jej być mediatorem w jakimś konflikcie, stara się być bezstronna, poddając wszystkie argumenty obiektywnej ocenie.
Potrafi wytworzyć wokół siebie aurę spokoju, jednak jak każdemu zdarza jej się wstać lewą łapą, acz nie jest to w jej przypadku częstym zjawiskiem. Podczas takiego gorszego dnia zdarza jej się wybuchnąć czy rzucić niemiłe słowo, choć Ferishia zawsze dokłada wszelkich starań, by trzymać emocje na wodzy.
Jest perfekcjonistką i lubi mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, co jest jednak jej zmorą. Każde odstępstwo od perfekcji rodzi w niej frustrację, przez co wadera traci zapał do dalszych działań.


LUBI: Ferishia potrafi odnaleźć przyjemność w prostych, codziennych czynnościach czy zjawiskach. Uśmiech na jej pyszczku może wywołać coś tak banalnego, jak rześkie, poranne powietrze czy kolor chmur podczas zachodu słońca. Cieszy ją każda chwila spędzona w gronie przyjaciół. Lubi również, gdy inni doceniają jej starania i upewniają ją, że dobrze sprawuje się na swoim stanowisku.
Z takich bardziej przyziemnych rzeczy, to lubi jeść owoce, co jest dość nietypowe dla wilka, najbardziej smakują jej chyba truskawki. Nie pogardzi też bananem - rzadkim, egzotycznym rarytasem. Co już się częściej wilkom zdarza, lubi ryby, zwłaszcza węgorze, których nie potrafi sama łapać.
Jej ulubiony kolor to szary, jako coś pośredniego między dwoma skrajnościami - czernią i bielą.
Lubi też obserwować zwierzęta, zwłaszcza ptaki o pięknym upierzeniu, wyśpiewujące jeszcze piękniejsze melodie. Uspokaja ją to i pozwala na chwilę zapomnieć o problemach, jeśli jakieś w danej chwili ma; podobnie z resztą działają na nią długie spacery, chrzęst opadłych igieł pod łapami i zapach żywicy wypełniający nozdrza.



NIE LUBI: Nie przepada za przemocą, a siłowe rozwiązywanie konfliktów uważa za bezsensowne. Zdecydowanie wierzy w "moc słowa", i to jego woli używać do zażegnywania sporów. I nie lubi jeść wiewiórek. Za dużo futra, które włazi w zęby!





HISTORIA: To był bardzo pogodny dzień. Promienie słońca oświetlały pokryte śniegiem wzgórza i topiły zastygły na drzewach lód. Część z tych promieni wdzierała się do niewielkiej jaskini, ogrzewając ciało czarnej wilczycy. Na pysku wadery malował się szczery uśmiech. Właśnie przed chwilą została matką. Z czułością czyściła językiem swoje jedyne szczenię, przytulając je przy tym do siebie. Wtem wiatr przyniósł do jej nozdrzy słodką, ulubioną woń. Jej partner się zbliżał! Zamerdała ogonem. Cieszyła się, że zobaczy on maleństwo. Kiedy tylko ukochany wszedł do nory, polizała go pieszczotliwie w policzek. Basior nie odwzajemnił pieszczoty. Z jego gardła wydobyło się tylko ciche warknięcie. Przyjrzał się córce. Szczenię było... inne, dziwne. Miało śnieżnobiałe futro, które mieniło się innymi barwami. Ogon wilczka był zbyt długi, podobnie z resztą sierść. Najbardziej niepokojący był jednak pyszczek. Uszy dumnie sterczały do góry, a fioletowe oczy były już otwarte. Wilcze szczenięta tak nie wyglądają. Kłapnął groźnie zębami, zaciskając szczęki w powietrzu dosłownie centymetr od małego wilczka i wyszedł bez słowa, zostawiając zdezorientowaną partnerkę samą z dzieckiem.
Chciała za nim pobiec, jednak nie mogła zostawić maleństwa samego. Zasnęła więc, przytulając swoją córkę do siebie. Ze snu wyrwali ją strażnicy. Wyciągnęli wilczycę siłą z nory, a ona w ostatniej chwili pochwyciła szczenię w pysk. Została zabrana w miejsce, gdzie wataha zawsze zbierała się na obrady. Kiedy strażnicy ją puścili, odstawiła córkę na ziemię, pozwalając jej skryć się między swoimi nogami. Chciała uciec, ale nie mogła. Cała wataha patrzyła na nią, a po jej bokach wciąż stali strażnicy. Przełknęła głośno ślinę, kiedy zobaczyła ciemnoszarą sylwetkę swojego ukochanego.
Publicznie, przed wszystkimi, partner wadery oskarżył ją o zdradę. Oznajmił, że nie może być ojcem tak wyglądającego wilka. Stwierdził, że bogowie ukarali waderę za niewierność, umieszczając w jej łonie tak dziwaczne dziecko. W tej chwili świat wadery momentalnie się posypał. Czuła niemal fizycznie, jak pękało jej serce. Najgorsza była jednak decyzja alf. Ich zdaniem dziecko, które ma w sobie boskość, to zagrożenie dla watahy, a niewierna wadera nie jest godna tam przebywać. Została więc skazana na banicję. Nie dano jej czasu, aby wróciła do nory. Miała uciekać. Natychmiastowo.
Pochwyciła szczenię w pysk i zaczęła biec przed siebie. Pędziła szybko jak nigdy dotąd. Dopiero wtedy, gdy oddaliła się wystarczająco daleko, pozwoliła sobie na odpoczynek. Wcześniej nie czuła zmęczenia. Dopiero kiedy przystanęła, nogi zaczęły jej drżeć, a w gardle poczuła niesamowitą suchość. Powinna teraz znaleźć wodę, ale nie miała już sił. Zwinęła się w kłębek, a jej córka wdrapała się na nierówno unoszącą się klatkę piersiową. Tej nocy czarna wilczyca nie mogła zasnąć. Bała się. Tu, na terenach niczyich, czaiło się wiele niebezpieczeństw. Sama nie umiała zdobyć pożywienia nawet dla siebie. Jak teraz będzie miała zadbać o swoją córkę?


~*~


Dni mijały, a czarna wilczyca nauczyła się już, jak żyć w samotności. Patrzyła, jak jej córka wyrasta na piękną, samodzielną waderę. Ferishia była zawsze uśmiechnięta i pogodna. Bardzo dobrze dogadywała się z matką i nie miały ze sobą sekretów, poza jednym wyjątkiem. Czarna długo nie opowiadała córce ich historii. Dopiero, gdy Ferishia miała rok, dowiedziała się, co przydarzyło się jej i jej matce. Od tamtego czasu młoda stała się cicha i zamknięta w sobie. Czuła się winna za wygnanie swojej rodzicielki. Chociaż zawsze starała się być jak najlepszą córką, a pomaganie matce uznała za swój priorytet. Wmówiła sobie, że musi zrobić coś, aby zrekompensować się za przeszłe wydarzenia.

~*~


Wszystko zdarzyło się koło południa. Ferishia miała wtedy prawie dwa lata. Czaiła się właśnie na piękną, dorodną łanię. Ukrywała się w trawie tak wysokiej, że nie dało się jej dostrzec, pomimo rzucającego się w oczy koloru sierści. Ostrożnie przesuwała łapy po ziemi, uważając, aby nie spowodować najcichszego szmeru. Jej pozycja była dobra, ale nie idealna. Wiedziała, że kiedy zerwie się wiatr, jej woń dobiegnie do nozdrzy łani. Musiała się pospieszyć. Kiedy była wystarczająco blisko, rzuciła się na zwierzę, wbijając mu kły w szyję. Z jednej strony lubiła polowania. Były jak gra, w której trzeba z uporem walczyć o wygraną. Z drugiej - nienawidziła ich. Nie mogła znieść myśli, że musi zabijać, aby przeżyć. Teraz starała się o tym nie myśleć. Była tylko ona i ofiara. Tak się jej przynajmniej zdawało. A jednak, ktoś ją obserwował.
Mężczyzna odkleił lornetkę od piwnych oczu i załadował odpowiednią ilość środka usypiającego do swojej broni. Wycelował w zad wadery i strzelił. Ferishii już po chwili zakręciło się w głowie. Puściła łanię i upadła na ziemię, pozwalając zwierzęciu uciec na tyczkowatych nogach. Zanim straciła przytomność, zdążyła wydać z siebie jeszcze dość głośne szczeknięcie. Usłyszała to jej matka, która popędziła córce na pomoc. Ona jednak nie była celem ludzi. Padł strzał, tym razem wystrzelił zwykły nabój. Czarna wadera runęła na ziemię, a jej krew zaczęła szybko wsiąkać w brunatny grunt.


~*~


Żelazne kraty zamknęły się z głuchym szczękiem. Ciężka klatka, do której Ferishia została brutalnie wsadzona, wrzucona wręcz, miała zimną posadzkę i śmierdziała czymś, czego wadera nie była w stanie zidentyfikować. Wilczyca zaskomlała cicho, wiedząc, że miejsce to stanie się jej domem na długi czas, może nawet do śmierci...

~*~

Oślepiające światło zaatakowało źrenice białej wadery z niebywałą agresją. Nie było to przyjazne, życiodajne światło, którym zwykło obdarzać nas słońce. W tym świetle było coś obcego, sztucznego. Wilczyca próbowała zamknąć oczy, ale metalowe szczypce przytrzymujące jej powieki uniemożliwiały jej ucieczkę od światła. Każda próba poruszenia kończynami kończyła się niepowodzeniem, były one związane.
Ciemny cień stojący na dwóch nogach pochylił się nad nią. Poczuła bolesne ukłucie w łopatce. Ból w szybkim tempie rozprzestrzenił się na całe jej ciało, z siłą, jakiej nigdy dotąd nie zaznała. Chciała ugryźć cień, ale wiedziała, że jest to niemożliwe, kaganiec ją od tego powstrzymywał. Ból zaczynał powoli sprawiać, że traciła przytomność. Za wszelką cenę chciała walczyć, by utrzymać świadomość.
Usłyszała kilka głosów. Nieznajomych i znajomych jednocześnie. Cienie porozumiewały się w tym dziwnym, ludzkim języku, zupełnie dla niej niezrozumiałym. Już od dłuższego czasu codziennie słyszała te głosy. Kiedy głosy się oddaliły, poczuła, jak unieruchamiające ją mechanizmy zwalniają się.
Codziennie ten sam rytuał. Nieświeże, a co gorsza, mrożone wcześniej mięso na śniadanie, parę godzin samotności w klatce, ukłucie, sen, badania, powrót do klatki. Dni zlewały się ze sobą i wadera nie miała pojęcia, czy ten koszmar trwa już parę miesięcy, czy może nawet parę lat. I tak, codziennie rzucała się na kraty w swoim więzieniu, choć nie miała nadziei na ucieczkę. Jedyną siłą, jaka utrzymywała ją przy życiu, była nienawiść do ludzi. Nie do wszystkich ludzi rzecz jasna. To jej oprawcy, którzy zamienili jej życie w koszmar, którzy zabili jej matkę... Wadera przysięgła sobie, że się na nich zemści. Napędzana nienawiścią znajdowała w sobie siłę, by dzień w dzień rzucać się na kraty, nie bacząc na ból.


Dziś jednak było inaczej.
Dziś wszystko miało się zmienić.


Nowe, nieznane odczucie zawładnęło jej ciałem. Czuła się, jakby jednocześnie płonęła żywcem i zamarzała w niewyobrażalnym chłodzie. Każdy jej mięsień jednocześnie odczuwał niesamowity ból i błogą rozkosz. Jej futro zmieniło kolor, jakby wadera pokryła się popiołem, a wokół jej ciała dało się zauważyć fioletową poświatę. Na jej przedniej łapie pojawiły się dziwne znamiona, świecące światłem jaśniejszym od światła gwiazdy. Z tą dziwną przemianą, ciało Ferishii zalała ogromna ilość siły. Wadera nie miała kontroli nad własnym ciałem, wydawało jej się, że ogląda widowisko z perspektywy trzeciej osoby. 
Jednym uderzeniem zniszczyła znienawidzone kraty, a zaraz potem skoczyła do gardeł swoim oprawcom. Nie zdążyła nawet spojrzeć na ich twarze, na których malowało się najprawdziwsze przerażenie i szok. Czerpała prawdziwą radość ze smaku ciepłej, szkarłatnej krwi wypełniającej jej pysk. Jej kły cięły i szarpały do czasu, aż jej wrogowie zaczęli przypominać makabryczną czerwoną sałatkę. 
Wilczyca wyskoczyła przez najbliższe okno, rozbijając przy tym szybę. Odłamki szkła pokryły jej ciało zadrapaniami, ale nic sobie z tego nie rozbiła. Biegła. Po prostu biegła. Przed siebie. Jak najdalej od tego okropnego miejsca. Nie minęło sporo czasu nim fioletowa poświata dookoła jej ciała zaczęła się rozpraszać. Wadera całkowicie opadła z sił, bezradnie jak worek kartofli.


Obudziła się. Obolała, wyczerpana jak po przebiegnięciu trzech maratonów pod rząd. Wzdrygnęła się na myśl o dziwacznej transformacji, którą przeszło jej ciało. Teraz wydawało się już być normalne, poza jednym "szczegółem". Na jej łapie pojawiły się trzy dziwaczne symbole, wyglądało na to, że już na stałe. Nie podobało się jej to. Nie wiedziała, co spowodowało to... to coś. Chciała o tym jak najszybciej zapomnieć. Wolała skupić się na bardziej przyziemnych sprawach.
Cuchnęła. Długi czas mieszkania w rzadko czyszczonej klatce pozostawił na jej futrze zapach jej własnego moczu i odchodów. Teraz jej śnieżnobiała szata pozlepiana była krwią przeciwników i błotem. 
Podniosła się i poszła w stronę, z której nadlatywał przyjemny, wilgotny wiatr pachnący świeżymi kwiatami. Doszła do niewielkiego, krystalicznie czystego jeziorka i zanurzyła się w chłodnej wodzie. Spojrzała na ogromne ilości brudu, które rozpuszczały się w przejrzystej cieczy, mącąc ją. Wyszła z jeziorka i otrzepała się. Nie ma chyba lepszego uczucia niż świadomość, że twoje futro jest czyste.
Nadal zmęczona, położyła się na skąpanej w słońcu polanie, pełnej wonnych kwiatów i zasnęła.


Obudziła się w pełni wypoczęta. Ziewnęła się i wygięła grzbiet, by rozluźnić napięte mięśnie. Nagle do jej uszu dobiegł cudowny głos, piękny i hipnotyzujący.
- Obudziłaś się, Ferishio.
Zdezorientowana wadera rozejrzała się dookoła, próbując zlokalizować rozmówcę. Nie znalazła żywej duszy poza ptakiem, który odleciał, gdy chciała do niego podejść.
- Niech i teraz przebudzi się Nerthvena. - Kontynuował głos. Wilczyca zdała sobie sprawę, że tak na prawdę słyszy głos w swojej głowie. To musiał być jakiś efekt uboczny tej transformacji. - Ty, Ferishio, będziesz pilnować porządku w tej krainie. Powierzam ją w Twoją opiekę. Załóż swoje stado i dbaj o nie dobrze.
Wilczyca nic z tego nie rozumiała. Była prawie pewna, że ma omamy. Jednak ten głos... Był tak piękny, że nie dało się odmówić wydanym przez niego poleceniom. Dla tego głosu można by zabić. 
Nie chciała władzy, nie chciała mieć nad niczym opieki. Chciała prostego życia, u boku matki. Czy jest jednak jakaś droga powrotna? Czy kiedykolwiek udałoby się jej znaleźć matkę, która prawdopodobnie jest już martwa? Nie, nie ma możliwości, by Ferishia wróciła do poprzedniego życia. Stwierdziła, że nie ma nic do stracenia.
Napełniła płuca powietrzem i zawyła, najgłośniej jak umiała. Może ktoś ją usłyszy? Wytłumaczy, co się stało? Dołączy do... jej stada?

~*~

I tak Ferishia stała się przewodniczką wilczego stada w pięknej Nerthvenie. Sielanka nie trwała jednak długo. Raptem kilka lat po objęciu tronu straciła go, odzyskała, a niewiele pózniej straciła ponownie w wyniku apokalipsy, o czym dokładniej możecie przeczytać w pierwszym opowiadaniu.



PARTNER: Ferishii jeszcze nie dane było poznać tego dziwnego uczucia, jakim jest miłość, nie znalazł się w jej życiu basior, który zawrócił jej w głowie. Mimo wszystko, jak na marzycielkę przystało, ma swoje wyobrażenia o idealnym kandydacie, choć nie są one zbyt wygórowane. Chce spędzić życie u boku kogoś, kto będzie po prostu jej bratnią duszą, prawdziwym przyjacielem. Kimś, z kim będzie rozumiała się bez słów.


RODZINA: Ferishia znała jedynie swoją matkę, ojca zna jedynie z opowieści, które ukazują jego osobę w nie do końca pozytywnym świetle. Po tym, co zrobił matce, Ferishia nie żywi do ojca żadnych ciepłych uczuć. Odrzuciła nawet nazwę jego rodu.
Wilczyca liczy na to, że w przyszłości jej rodzina powiększy się o partnera i gromadkę rozbrykanych szczeniąt.




NORA: Ferishia obecnie mieszka w małej dziurze, którą ciężko nawet nazwać jaskinią. Miejsca jest tam tyle, że może co najwyżej zwinąć się w kłębek i spać nie martwiąc się o przeciągi. 



TALIZMAN: Ferishia nie posiada talizmanu jako takiego, jednak lewą przednią łapę zawsze obwiązaną ma skórzanym rzemykiem, do którego przywiązany jest oszlifowany, poprzecinany licznymi żyłkami ametyst. Wilczyca dostała go kiedyś od matki, która wierzyła w magiczną moc kamieni szlachetnych - amulet miał zapewnić jej jasność umysłu w każdej sytuacji. Choć Ferishia nie podzielała przekonań matki, postanowiła nie rozstawać się z kamieniem, będącym jedyną pamiątką po rodzicielce. Ciężko jej powiedzieć, czy zachowuje dzięki niemu rzeczoną jasność umysłu, ale przynajmniej zawsze czuje, że ma przy sobie jakąś cząstkę matki, co z pewnością dodaje jej otuchy.



Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Sleepwalker | Wioska Szablonów | X X X